Dopiero co zacząłem pisać tego bloga, a już mam kryzys twórczy (trochę za duże słowo w użyciu do bloga;). Właściwie jest to bardziej nawrót problemu sprzed wyjazdu. No bo fajnie jest gdzieś pojechać, oderwać się od codziennego życia, od problemów, powziąć nowe postanowienia i mieć naprawdę silne przekonanie że pewne rzeczy chce się zmienić. Ale od tego rzeczone problemy nie znikną. Może to być pierwszy i bardzo cenny krok na drodze do zmiany, ale droga ta jest długa, wyboista i kręta. I kilka pierwszych kroków to za mało żeby odtrąbić sukces.Ale jaki mam problem i jaka jest jego geneza? Prawdopodobnie jest to właściwe pytanie, od którego trzeba zacząć każdą, nawet prowadzoną domowymi metodami, terapię ;). Zaraz po przyznaniu, że "Nazywam się Rafał B. i mam problem". Od pewnego czasu w moim życiu zapanował marazm. Nie od razu, ale stopniowo wkradał się do mojego życia sprawiając że z fazy skrajnego optymizmu i pełni energii znalazłem się w głębokim dołku. I z człowieka znanego nie tylko ze śmiałych pomysłów, ale i ze skuteczności w ich realizacji, zmieniłem się w kogoś kto pomysły wciąż ma (choć słabsze) ale w żaden sposób nie umie się zmobilizować żeby je zrealizować. Dlatego założenie tego bloga to wielki krok naprzód i jeden mały sukces. Ale jedna jaskółka nie uniesie kokosa, tzn. nie czyni wiosny.
Kontynuując te zwierzenia alkoholika postaram się opisać problem nieco mniej abstrakcyjnie. Dwa lata temu rozpocząłem pewien duży projekt, dla którego przeniosłem się z Warszawy do Cardiff. Mam jeszcze rok żeby go skończyć. Okazało się jednak że nie jest to tak fascynujące jak marzyłem i chyba z tego rozczarowania wynika moja bierność. Projekt owszem, jest niezwykle ciekawy jak na pracę badawczą, kiedy o nim opowiadam albo prezentuję wyniki na konferencjach ludziom aż świecą się oczy. Wtedy nawet we mnie pojawia się ulotna iskra entuzjazmu. Ale wiem, że ten czas mógłbym wykorzystać lepiej, robiąc coś ciekawszego poza światem akademickim i przynoszącego obiektywnie lepsze efekty i ta wiedza mnie osłabia. Projekt posuwa się nieźle, ale znalazł się w miejscu w którym albo zacznę traktować go poważnie i się zaangażuje, albo zmarnuję kolejny rok i będę musiał ogłosić klęskę. Nie chcę rezygnować po zaangażowaniu 2 lat. Ale nie chcę też stracić 3go roku. Więc naprawdę muszę wziąć się w garść.
Właściwie ten post miał być o czymś innym, tylko że nigdy nie da się przewidzieć dokąd pobiegną niesforne myśli. Miało być o miałkości mediów i o tym jak zabijają wyobraźnię i kreatywność. Bo sporą częścią istoty mojego problemu jest marnowanie czasu na rzeczy bezsensowne i ogłupiające - mianowicie na czytanie newsów w mediach elektronicznych. Niby dobrze wiedzieć co się na świecie dzieje. A jednak miałkość informacji które można przeczytać na stronach Onetu czy Gazety jest osłabiająca. Szczególnie jeśli chodzi o sytuację w kraju. No i to odnosi się bardziej do mojego obecnego kryzysu. Bo wracając z Chin miałem głowę pełną wrażeń, pomysłów, obrazów, wspomnień, niezwykłych spotkań, twarzy i zdarzeń. Miałem wielką chęć opisania części z przeżytych przygód i emocji. I postanowienie że nie będę biernym konsumentem informacji, że będę spędzał czas w sposób twórczy. Tymczasem po 2 tygodniach wpadłem w dawną rutynę. A zalew miałkich informacji z kraju przysypał emocje które tkwiły w mojej głowie. I po czytaniu przez kilka godzin co powiedział Premier o Tusku, a co Prezydent agitował na Jackowie, kto kogo nie lubi i kim gardzi nie jestem w stanie wprowadzić się w stan kreatywny i twórczy.
Dlatego postaram się zrobić eksperyment. Jutro będzie dzień bez Onetu i Gazety. Bez względu na to czy będę pracował nad moim projektem, czy pisał, spędzę go w sposób twórczy. I to będzie mój pierwszy dzień bez alkoholu. Mam problem. Jestem alkoholikiem. Nie piję, dzień zero. Na metę, start.

No comments:
Post a Comment